Można powiedzieć, że odpowiedź została zawarta w samym pytaniu – robimy tak, bo jest łatwiej. I na tym w zasadzie powinnam skończyć temat, gdyby nie fakt, że chociaż dobrze o tym wiemy, to chcemy postępować inaczej. Wszyscy albo prawie wszyscy marzymy o tym, żeby być szczęśliwi. Przynajmniej tak deklarujemy. Dlaczego zatem tak wielu z nas czuje się źle we własnym życiu i określa je, w najlepszym przypadku, jako mało szczęśliwe? Skąd ta niespójność pomiędzy tym, czego chcemy a tym, co robimy? Co sprawia, że przytłaczającej, frustrującej nieszczęśliwości poświęcamy tyle czasu i uwagi?
Sądzę, że dzieje się tak, bo wbrew pozorom nieszczęśliwość przynosi nam wiele niebagatelnych, choć krótkotrwałych korzyści. Nie jestem pewna, czy do końca zdajemy sobie z tego sprawę. Postrzegamy ją jako coś, co przytrafia się nam wbrew naszej woli i co chętnie byśmy oddali, jeżeli byłoby to możliwe. Tymczasem rzeczywistość wygląda nieco inaczej…
Nieszczęśliwość jest jak L4 od odpowiedzialności za swoje życie
Byliście kiedyś na „lewym” zwolnieniu? Nie musicie odpowiadać i ja też tego nie zrobię. Myślę jednak, że prawie wszyscy jesteśmy w stanie sobie wyobrazić takiego KTOSIA. Kogoś, kto zdecydował się skorzystać z tego typu zwolnienia. Nie dociekajmy jakie miał powody, żeby tak postąpić. Ustalmy, że skoro to zrobił, dla niego były wystarczająco ważne.
Nielegalnie zdobyty legalny dokument wylądował na odpowiednim biurku, a nasz KTOŚ wylądował na kanapie. Pogoda piękna, chciałoby się gdzieś wyjść, ale ryzyko za duże, bo jeszcze inny ktoś zobaczy „chorego” podczas spaceru. Więc postanowione, siedzi i myśli. O czym? O tym, jak dobrze, że udało mu się nie pójść do tej roboty. Mógłby się nawet cieszyć z tego faktu, ale to zbyt skomplikowane, bo przecież jest na …lewym zwolnieniu. Zatem rozmyśla dalej. O tym, jak mu źle w tej pracy, jak go tam nie doceniają, jak ciężko zasuwa, jak mało mu płacą, jak bez sensu jest to co robi i tak dalej. Im dłużej rozmyśla, tym więcej znajduje powodów do wytłumaczenia sobie, dlaczego siedzi na kanapie. Jest mu gorzej, czyli lepiej z tym, że nie poszedł do pracy. Chociaż był całkiem zdrowy, kiedy to zwolnienie załatwiał, teraz czuje się naprawdę chory. Głowa boli od tego myślenia, ale nie przestaje. Przecież, gdyby go uskrzydlało to, co robi, dawało mu poczucie satysfakcji albo przynajmniej odpowiednie wynagrodzenie nie musiałby „chorować”. Pracowałby bite osiem godzin albo i dłużej. Chciałoby mu się starać, angażować w to, co robi, dawać z siebie, ile wlezie. Ale tak nie jest. Więc nie pozostaje mu nic innego tylko siedzieć. To jedyne rozwiązanie.
Stan otumanienia
Myślę, że podobny bilans robimy w swoich głowach, kiedy podejmujemy decyzję, że będziemy nieszczęśliwi. Szukamy powodów, które usprawiedliwią naszą ucieczkę od problemów, zwolnią nas z obowiązku radzenia sobie z nimi. Podobnie, jak KTOŚ na lewym L4 odczuwamy dyskomfort, bo mamy świadomość, że to, co robimy niewiele zmienia w sytuacji, która nas do tego miejsca doprowadziła, a już z pewnością nie zmienia na lepsze. W dodatku towarzyszą nam wyrzuty sumienia i coraz większy lęk przed konfrontacją z tym, co się stanie …jak już L4 się skończy. Radzimy sobie z tymi przykrymi uczuciami pomocą kolejnych, przytaczanych sobie samym argumentów, że „inaczej się nie da”, „to nie od nas zależy” albo że „zrobimy z tym coś jutro”. Chwilowa ulga rekompensuje odczuwany dyskomfort. Uspokojeni (w rzeczywistości wytłumieni) oddajemy się marzeniom o tym, „co by było, gdyby”. Czekamy – w najlepszym przypadku na odpowiedni moment do zrobienia gruntownego porządku we własnym życiu – w najgorszym na to, że coś lub ktoś zrobi to za nas.
Samo nie pójdzie
Niestety nie ma najmniejszych szans na to, że nasza osobista nieszczęśliwość sama z siebie pewnego dnia zniknie. Mało prawdopodobne jest także to, że jakaś zewnętrzna siła nas jej pozbawi. Owszem możemy dostać zewnętrzne wsparcie w postaci impulsu do działania, spowodowanego jakąś konkretną sytuacją lub udziałem osoby trzeciej. Może się zdarzyć, że coś lub ktoś na naszej drodze sprawi, że w głowie pojawi się myśl o tym, żeby zejść z bocznego toru własnego życia i spróbować postępować inaczej. Jednak niezależnie od mocy tego impulsu, odpowiedzialność za działanie pod jego wpływem jest po naszej stronie. Musimy wziąć sprawy we własne ręce i odważyć się zrealizować plan, który od dłuższego czasu chodzi nam po głowie. Bo przecież wszystkie te „gdyby tylko”, „od jutra” itd., którymi karmimy naszą nieszczęśliwość są prawie gotowymi planami na to, jak być szczęśliwym. Trzeba ich tylko nieco inaczej używać. Pozbawić je wszystkich spektakularnych akcentów takich jak magiczne daty, postaci z bajki czy wyjątkowe okoliczności. Wiemy doskonale o co chodzi, prawda? Nie raz odchudzaliśmy się od poniedziałku, rzucaliśmy palenie od jutra, czekaliśmy na księcia, żeby zacząć kochać, czy też liczyliśmy na cudowną przemianę lub nagłe zniknięcie szefa w beznadziejnej pracy. Choć ulegaliśmy złudzeniu, że to faktycznie pomaga, działo się dokładnie na odwrót.
Jak działa „od jutra nie palę”
Ileż to razy zdarzyło mi się wypalić paczkę papierosów późnym wieczorem i prawie zejść z tego świata w skutek zatrucia organizmu, bo postanowiłam od rana nie palić. Przerażenie wywołane tą „definitywną” obietnicą natychmiast poskutkowało uruchomieniem odpowiednich mechanizmów samo-manipulacji. Skoro od jutra, to znaczy, że jeszcze tylko dzisiaj mogę bezkarnie palić. Z żarliwością charakterystyczną dla człowieka, który stał się posiadaczem ostatniej szansy, korzystałam z niej po całości. Łapczywie odpalałam jednego fajka od drugiego, a kiedy biedny organizm usiłował się bronić kaszlem lub odruchem wymiotnym uciszałam go magiczną obietnicą „spokojnie, przecież od jutra nie palę”. Euforia rychłego zwycięstwa była silniejsza niż jakikolwiek przejaw zdrowego rozsądku. Jakież było moje zdziwienie, kiedy budziłam się kolejnego ranka i wbrew temu, czego oczekiwałam nie pojawiały się nawet okruchy cudu. Zero wsparcia od siły wyższej, bo zamiast chęci do spełnienia danej sobie obietnicy przytłaczała mnie spowodowana bólem głowy powalająca niechęć do życia.
Bez prądu daleko nie zajedziemy
Trudno zrobić cokolwiek, kiedy przeszywa nas rezygnacja, strach i poczucie winy. Odczuwanie radości życia, która jest kluczowym elementem szczęśliwości staje się w takich warunkach niemożliwe. Wiemy o tym, ale nie zdajemy sobie sprawy z tego, że im bardziej magiczne są nasze oczekiwania, tym gorsze jest nasze samopoczucie. Lokujemy bowiem całą energię w utrzymaniu chwilowej ulgi, która oddziela nas od konieczności podjęcia działania. Wszystko jedno czy mówimy o lewym L4, które pozwala „nie robić nic” w temacie braku satysfakcji z roboty, czy o zagłuszaniu jedzeniem lub paleniem lęku przed podjęciem pracy nad zmianą nawyków. Przez skórę czujemy, że rzeczywisty problem nie zostanie w taki sposób rozwiązany, a jedynie urośnie do jeszcze większej skali i dobije nas ze zdwojoną siłą, jak tylko iluzja cudu na chwilę przyśnie.
Zmiana planów i ładowanie akumulatorów
Nie ma nic złego w tym, że marzymy, żeby było lepiej i układamy sobie w głowie wizję tego, czego pragniemy. Jestem zdania, że nic tak nie motywuje jak dobra obietnica. Jeśli jednak poważnie myślimy o spełnieniu swoich marzenia (zwłaszcza tych o szczęśliwości) musimy mieć świadomość, że nie mniej ważny od samej wizji jest strategiczny plan jej zrealizowania. Oparty na naszych realnych możliwościach, zakładający konieczność wykonania konkretnych działań, a przede wszystkim uwzględniający możliwość pojawiania się problemów i sposób ich rozwiązania. Nie można umieszczać w takim planie tego, na co nie mamy wpływu, ale powinno się w nim znaleźć wszystko to, co od nas zależy. Wiadomo przecież, że jeśli pojawi się cała masa okoliczności zewnętrznych, to nie na nich, a na radzeniu sobie z ich konsekwencjami musimy się skupić. Jeśli nic nie wskazuje na to, że mój szef się zmieni, a ja nadal nie potrafię lub nie chcę z nim pracować to planuję, jak znaleźć inną pracę, a nie przedłużyć zwolnienie.
Pudełko mocy
Kolejna ważna rzecz to dbanie o stały poziom własnej, dobrej energii. Najwięcej tracimy jej podczas straszenia i dołowania się tym, co było, tym, co może się stać albo porównywaniem z innymi. Patrzenie na siebie z niechcianą nadwagą lub dobijania się myśleniem o ilości wypalonych do tej pory papierosów – nie pomaga. Podobnie jak metoda „od jutra” czy też mierzenie odległości dzielącej nas od tych, którzy już są szczęśliwi. Natomiast bardzo pomocne jest „łapanie każdej dobrej chwili” przybliżającej nas do celu i pilnowanie, żeby nam nie uciekłaJ. Mamy wyjątkową umiejętność lekceważenia małego kalibru osiągnięć i powodów do radości. Niemalże natychmiast przechodzimy nad nimi do porządku dziennego lub zapominamy, że w ogóle miały miejsce. Tymczasem, to właśnie one są głównym dostarczycielem energii, której potrzebujemy do dalszego działania. Każdy mały sukces, każde zwycięskie poradzenie sobie z problemem lub słabością trzeba oglądać przez lupę, a potem odkładać do „pudełka mocy”. Na początku zaglądanie do miejsca, gdzie leżą dobre chwile może się wydawać bez sensu. Takie malutkie, pojedyncze niewiele znaczą w skali wszystkiego, co się w naszym życiu dzieje. Jednak ich siła odziaływania jest nie w wielkości, a w ilości i systematycznym zbieraniu.
Wyobraźcie sobie, że otwieracie takie „pudełko” po tygodniu. Patrzycie, a tam leżą jedna obok drugiej wszystkie powody do radości – „niewypalony papieros”, „niezjedzona czekoladka”, „trudna rozmowa, którą przeżyłam”, „uśmiech pani w sklepie”, oraz liczne chwile pod nazwą „przejaw życzliwości”.
Nieustające zasilanie
Kiedy dostrzegamy to, co już mamy i zatrzymujemy się na moment, żeby się tym nacieszyć wzrasta nasza wewnętrzna siła. Coraz bardziej zbudowani, optymistycznie nastawieni stajemy na własnych nogach, bo nabieramy zaufania do tego, że będziemy w stanie iść dalej. Wiemy, że jeszcze zaledwie tydzień temu pudełko było puste, a to, co się w nim znalazło jest naszą zasługą. Sami tego dokonaliśmy i niezależnie, ile powodów do radości dał nam świat, mamy własne źródło mocy. Jeśli codziennie będziemy dbać o to, żeby dołożyć do niego choć jedną małą chwilkę, jest niewielkie prawdopodobieństwo, że nasze akumulatory kiedykolwiek się wyczerpią. W momentach słabości zawsze możemy zajrzeć do środka i zasilić się tym widokiem na tyle mocno, żeby być gotowym do podjęcia kolejnego działania.
Życzę nam wszystkim, niezależnie od tego na jakim etapie poszukiwania szczęśliwości aktualnie jesteśmy, żebyśmy jak najszybciej zaczęli dbać o obfite wypełnienie naszego własnego energetycznego pudełka 🙂
Post idealny na mój dzisiejszy dzień! „Od jutra” – nienawidzę tego wyrażenia… tak często go używałam od kilku lat i w sumie ciągle mam z nim problem i dokładnie to rozumiem. Małymi kroczkami idzie mi coraz lepiej – dam radę! 💪🏻
Uwielbiam Twój styl pisania. Tak szybko i łatwo to się czyta! Do zobaczenia w czwartek!
:)))))))))
Sama prawda nieraz bralam wolne bo nie chcialam isc do pracy z roznych wzgledow….wiem ,ze to nic nie zalatwia dlatego teraz probuje to zmienic.
Dziekuje za ten tekst.
dziękuję:)
Tak wiele człowiek sam wie i sam widzi, ale gdy przeczyta lub usłyszy, prostą dotąd nie nazwaną przez siebie myśl, zaczyna dostrzegać, ze można coś z tym zrobić, bo wcześniej te coś, były tylko tym czymś. A teraz znamy źródło i pozostaje nam tylko przejść po tym cienkim kabelku (co może nie być takie proste, ale jak najbardziej możliwe) i do celu. Jestem na tzw. początku swojej drogi (18lat już zobowiązuje :p) i jest Pani dla mnie ogromną inspiracją 🙂
dziękuję i trzymam kciuki za dalszą drogę:)
Super tekst
dziękuję:))
Bardzo fajny i wartosciowe rady i przemyslenia lecz dla mnie zbyt kolorowe tzn. pudelko mocy czy ladowanie akumulatorow, metoda malych krokow. Owszem sa osoby ktore takie dzialania pomagaja zyc, strac sie zdobyc jakies szczescie w zyciu czy rzucic palenie . Co do rzucania palenia czy odchudzania zgadzam sie ze nie ma od jutra jak chce sie to zrobic trzeba ucinac to odrazu jesli tego sie chce czy ma sie motywacje. Z innymi rzeczami nie to, ze sie z nimi nie zgadzam a tyle , ze jak sie cale zycie nie mialo zadnej mitywacji ani dla kogo zmieniac swoje zycie, a gdy moglo by sie wydawac , ze moze wlasnie jednak ktos w nas wierzy i czlowiek zaczyna sie starac nagle czar pryska. Czasem tak sie zdarza, ze jak juz ktos wydusi co co z nas chce np. pomoc w kazdej sytuacji a potem nagle ale,, kazdy ma swoje zycie zawsze mozesz na mnie liczyc zawsze ci pomoge” straca swoja moc i czlowiek zostaje sam. Z wlasnego doswiadczenia powinnam byc do tego przyzwyczajona i nie powinnno ani to dziwic ani bolec jednak zawsze boli. Dlatego nie wierze w szczescie w zyciu i metodzie malych krokow czy magicznych pudelkach mocy. To takie moje osobiste przemyslenia mimo wszystko teskt fajny i oby pomogl wielu ludziom.
dziękuję:) przeczytałam z uwagą cały komentarz.
Pudełka to jedynie zmaterializowana postać tego, co warto robić z naszymi emocjami i myślami. Lubię używać tego typu przenośni, choć faktycznie – nie zawsze działają. Jednak niezależnie od wiary lub braku wiary w pudełka – jest coś, w co powinniśmy wierzyć bezwględnie: w nasze osobiste, własne możliwości potrzebne do zmiany swojego życia. Wiem, że trudno to zrobić, kiedy się nie ma dobrych doświadczeń ani wspierających osób blisko. Ale to wykonalne. Najważniejsze to potraktować siebie z należytym szacunkiem i uwagą, jak kogoś kto zasługuje na to, żeby się nim zająć. Bez względu na to, co było w przeszłości i kto jest (lub kogo nie ma) obok. Małe kroki są łatwiejsze do zrobienia, a docenienie się za ich wykonanie – choć wydaje się mało istotne – robi grunt do dalszych działań. Z każdym kolejnym dniem tworzy też nową przeszłość, która da więcej powodów do radości niż ta, na która nie mamy wpływu. Z całego serca życzę, żeby jaj najszybciej było jak najlepiej:)) pozdrawiam ciepło, Tatiana
Dziękuję za słowa otuchy i wiary, że można coś zmienić wierząc w coś.☺ Chciała bym kiedyś w cokolwiek uwierzyć mieć jakąś motywację i próbować jakimi kolwiek schematami zmienić siebie i swoje życie chociaż w 50 %. Pozdrawiam Kinga
Hm bardzo fajnie i w miare prosto napisane kilka fragmentow zachowalam .
Bardzo trafne spostrzezenia mialam wrazenie czytajac pewnie nie tylko ja ze wszystko to o mnie i do mnie:-)
dziękuję:)
Jest Pani niesamowita ! Chciałabym spotkać się z Panią na realu ! Moja inspiracja !
:))) będzie okazja podczas spotkań autorskich
Przejrzałam się jak w lustrze… Szczególnie to o L4. Ja po operacji i 1,5 miesięcznym zwolnieniu byłam pewna, że już ,,tam’’ nie wrócę. Wróciłam i trochę długo walczyłam ze swoim byle jakim nastawieniem. Dziś jest lepiej. Ciągle ,,tam’’, ale przebijam się przez ,,mały mur’’, który sama sobie kiedyś zbudowałam (w sumie zupełnie gdzie indziej). Nastawienie lepsze + wola walki.
Super, że Pani to pisze. Dziękuję.
dziękuję i powodzenie w rozwalaniu na kawałki kolejnych murów:)
:))) będzie okazja podczas spotkań autorskich
U mnie małymi kroczkami,racjonalnie obrobione nie działa, niestety. Zapału starcza na dwa dni z dzisiejszym. Zawsze znajdzie się 1000 powodów i okazji przeciwko. Muszę to sobie „przerobić” i albo to jest moje na 100% i wchodzę w to ,albo w tym momencie będę sìę mordować i nic z tego nie będzie. A my swoje małe grzeszki przecież kochamy 😂M.
Jak ja dobrze znam niejedzenie czekolady od jutra…i doskonale znam smak zwyciestwa gdy uda sie jej jutro nie zjesc i pojutrze i popojutrze…i doskonale znam wkurw na sama siebie gdy w kolejnym dniu zjada sie cala czekolade z idiotycznego powodu, ktory w danej chwili byl najwazniejszy Male kroki i pudelka mocy sa doskonale i dzialaja ale trzeba miec sile by w chwili kryzysu zajrzec do pudelka i nie zmarnowac tych kilku malych wielkich krokow. Ja takiej sily jeszcze nie mam wiec co jakis czas znow zaczynam od jutra… Nie lubie siebie w lustrze a mimo to bywam szczesliwym czlowiekiem bo jak kiedys powiedzial moj netowy znajomy szczesliwym sie bywa a nie jest…
Koniec bo znowu sie rozpisuje ale taki dzisiaj dzien…Musze jeszcze tylko napisac ze temat wazny potraktowany powaznie a jednoczesnie z wlasciwa Tobie lekkoscia i w przystepnej formie Dzieki za ten tekst kilka zdan powedrowalo do schowka…
p.s. Pawel mowi ze popsulas mu zone
p.s.2 nie wiem czemu ale nie wchodza mi polskie znaki
❤️ pozdrowienia dla Pawła 😊😂😍
Pani Tatiano. Wreszcie znalazłem tekst, który opisuje dokładnie to w jakim stanie aktualnie jestem. Pani rady są nieocenione. Będę śledził ba bieżąco. Mam nadzieje że moje pudełko mocy w końcu się wypełni. Dziękuje.
Trzymam kciuki za pudełko 😊 i dziękuję 🙂
Bardzo ciekawy i motywujący tekst. A jak zarazić partnera swoim szczęściem i pomoc mu walczyć z jego nieszczęśliwością? Pozdrawiam, ściskam !
Partnet musi się sam zarazić 😂…ale zawsze można próbować mu w tym pomóc 😍 pozdrawiam ciepło )))
Pani Tatiano jestem pod ogromnym wrażeniem Pani przemyśleń przeniesionych na formę pisaną, używa Pani zwykłych prostych słów, które od razu pozostają w głowie czytelnika. Pamiętam kiedyś w tv był wywiad z psychologiem, który używał zwrotów, które dla mnie były zrozumiałe ale dla innych odbiorców niekoniecznie. Moim skromnym zdaniem na nieszcześliwość może mieć wpływ trudne i przykre wydarzenia, które spotkały nas w przeszłość. Nieszcześliwość bardziej odciska negatywny wpływ na nasze życie, jeśli z problemem zostajemy zupełnie sami.
Dziękuję:)
…fakt, trudna przeszłość nie pomaga – ale można ją „zdominować” teraźniejszością 😍 pozdrawiam:))
Zdominować „teraźniejszością”, być może jednakże do tego musi być fundament.
zgadzam sie w 100 % i zabieram sie za prace nad soba, mam duze nadzieje na to ze kiedys bede szczesliwa jak nigdy 🙂
Życzę tego z całego serca 😊
tez tak mam,powodzenia 🙂
Moim zdaniem więcej powinno być takich tekstów, blogów o właśnie takiej mądrej treści. Czytając właśnie dopiero taki tekst możemy zauważyć, że takie nasze codzienne „gadanie” nic nie zmieni, tylko trzeba się wziąć do ciężkiej pracy nad sobą własnym, a nie szukać problemu u drugiej osoby. Bardzo mądrze Pani piszę, a jeszcze lepiej to się czyta jestem młoda osobą wkraczającą dopiero w dorosłe życie i nawet nie wiem Pani ja wielką motywacją jest Pani dla mnie. CzemaMy na więcej takich tekstów 🙂 jest Pani bardzo silną i mądrą BABKĄ, oczywiście w przenośni tą „Babką” 🙂
Pozdrawiam serdecznie i czekam na dalsze artykuły :*
😍 już pracuję nad kolejnym tekstem 🙂
Pozdrawiam ciepło 😊
Pielęgnuję nieszczęśliwość od grudnia odkąd mąż poinformował mnie że się wyprowadza wziął walizę i wyszedł a na następny dzień już żałował i pod moją nieobecność wniósł tę walizę zpowrotem ,wyprowadził się oczywiście do niej ,ja po sesjach z psychologiem ,tonach przeczytanych poradników nie radzę sobie z tą sytuacją ,chciałabym do żywotnie L4 ale to niemożliwe
To minie! Jestem pewna, trzeba tylko trochę „temu” pomóc. Kiedyś usłyszałam od mądrej kobiety, że ten, kto zdradził stracił znacznie więcej od tego, kto został zdradzony. Czas i praca nad „tu i teraz” przyniesie nowe spojrzenie…Łatwo nie jest, kiedy wszystko boli, wkurza, obezwładnia – ale jak już „przejdą” po nas te wszystkie uczucia – robi się miejsce na lepsze ❤️Bardzo trzymam kciuki 😍
BARDZO dziękuję Pani za mądre i ciepłe słowa ,DZIĘKUJĘ również za ostatnią książkę ,dzięki niej wiem że tkwię w tzw,,impasie,, ,codziennie zastanawiam się nad tyloma rzeczami że głowa boli od natłoku myśli i czekam kiedy to minie .Chciałabym w moim mieście mieć takiego terapeutę jak Pani ,pobiegłabym od razu, jesteśmy w tym samym wieku więc tematów do rozmów byłoby niemało/uśmiechnęłam się pisząc to JESZCZE RAZ BARDZO DZIĘKUJĘ
😊😊😍
Mam zaledwie 21 lat, ale czuję się jakby na jakiekolwiek zmiany było za późno … całe życie spełniam oczekiwania i marzenia innych- również te związane ze mną , nigdy nie stawiam siebie na pierwszym miejscu . Czuję się jak wielofunkcyjny robot , którego każdy pragnie mieć tylko dlatego ,że jest przydatny … przestawiana z kąta w kąt ciągle słyszę , że przecież to moje życie , po czym każdy po kolei układa mi je według własnego widzi mi się . Jestem jak zagubiona dusza włożona do przypadkowego ciała , zbyt mała i zbyt słaba by się z niego wydostać i zacząć swoje życie … Mam marzenia i cele ,ale… dla ludzi mi najbliższych, najważniejszych są one śmieszne , nierealne i zbyt odległe by je osiągnąć. Wydawać by się mogło , że inni są nieistotni , ale przecież nie da się przejść życia samemu … potrzebne są kompromisy … Jest Pani dla mnie idolem , niedoścignionym ideałem kobiety . Czytając takie teksty jak ten , zawsze mam nadzieję , że po którymś razie w końcu znajdę w sobie tyle odwagi , że wstanę spakuje się i wyjdę zaczynając wszystko od nowa i nie martwiąc się co powiedzą na to inni , czy co będzie gdy mi się nie uda … Podobno ucieczka to nie wyjście , a może właśnie to szansa , na nowe życie ? Mam nadzieję , że któregoś dnia będę tak silna i odważna jak Pani :*